poniedziałek, 6 sierpnia 2018

Do kogo jesteś podobna?

Czas mija. Córka rośnie i cały czas się zmienia.

A po kim ma takie włoski? Aaaaa, mama przecież też takie miała jak była mała.
A te oczka to czyje? No przecież po tacie, nie widzisz?
No ale te uszka to nie wiem po kim. I ten nosek też mi nie pasuje.

No nie wiem, nie jest podobna. Pewnie później się ujawni do kogo jest podobna.

Naprawdę? Naprawdę to takie istotne, aby dziecko miało czyjeś oczy, nos czy usta?

Naprawdę żyjemy w takiej cywilizacji, gdzie tak istotną rolę odgrywają geny?

Ja już nawet nie myślę o tym, że nie ma moich genów. Bo ma mnie, a ja mam ją. To ze mną jest prawie rok po tej stronie brzucha.

A jeśli ktoś się będzie znów dziwił, że uszy nie te, to będę mówić, że po dziadku Zbyszku.

....a żadnego Zbyszka u nas w rodzinie nie ma :)

poniedziałek, 9 lipca 2018

Bo to nie jest twoje dziecko

Adopcja zarodka, adopcja prenatalna- wiele osób przestaje słuchać po słowie adopcja.

Bo to nie jest Twoje dziecko.
Bo nie wiesz kim są jego rodzice.
Bo nie wiesz czy nie wyrośnie na psychopatę i Was nie pozabija.
Bo nie wiesz czy nie jest chore i Was nie zarazi.
Bo nie wiesz czego się spodziewać po takim dziecku.
Bo jak możesz takie dziecko urodzić skoro nie jest Twoje?

Wiecie co mam ochotę odpowiedzieć osobom zadające takie pytania?
Nie mogę napisać, bo bez przekleństw się nie da, a pomijając je, pozostanie tylko pusta strona.

To jest moje dziecko.
Ja jestem jego mamą, a mój mąż jest jego tatą.
Wyrośnie na taką osobę na jaką ją wychowamy.
Chore może być na każdą chorobę na którą może się zarazić od innych, a i tak będzie naszym cudem.
Spodziewać się mogę po dziecku wszystkiego, bo to jest dziecko.

TO JEST MOJE DZIECKO
I każdemu mogę to wykrzyczeć w twarz jeśli zaszłaby taka potrzeba.

Zastanawiam się jeszcze czy osoby wypowiadające się w taki sposób są po prostu niedokształcone, zaślepione wiarą czy innymi dogmatami czy po prostu nieuprzejme. Na szczęście osoby, które wiedzą, że nasza córka nie jest związana z nami genami akceptują to całkowicie. Osoby, które się dowiadują, że taka sytuacja ma miejsce są lekarzami, a póki co trafialiśmy na "otwartych" lekarzy.

Adopcja prenatalna to czasami ostatnia szansa na bycie rodzicem. Ostatnia szansa na bycie w ciąży. Na czucie ruchów, na doznanie całego piękna związanego z ciążą i porodem. Ostatnia szansa na dotykanie cudownych maleńkich stópek. Na upajanie się cudownym zapachem noworodka i małego niemowlaka. Na bycie ze swoim dzieckiem od jego pierwszych chwil życia.
I uwierzcie mi, że gdy ma się już w ramionach tą małą istotę, dla której stajecie się całym światem, nie ma na świecie takiej siły, aby zmusiła Was byście pomyśleli, że to nie jest Wasze dziecko.

Nie rozumiałam wielu rzeczy póki sama nie zostałam matką. Zauważyłam to dopiero gdy sama zostałam matką. Podczas jednej z burzliwych rozmów z moją mamą padły słowa z jej ust: jak urodzisz sobie dziecko to wtedy porozmawiamy. Byłam na nią zła, bo przecież co to miało do rzeczy? Po 8 miesiącach mogę powiedzieć, że wiele. Kobieta patrzy wtedy inaczej na świat. Nie gorzej, nie lepiej. Po prostu inaczej. I nie są istotne geny dziecka. Dla kobiety, która urodziła dziecko, to dziecko jest całym światem. Ciałem z jej ciała, krwią z jej krwi. I dla mężczyzny, który został ojcem też nie jest istotne, że jego dziecko ma inne geny. To jest jego dziecko. Jego wyczekane, upragnione, ukochane dziecko. Dziecko, które ma wspólnie z drugą ukochaną osobą. Dziecko, które było z nim od samego początku, dziecko, które będzie nosić jego nazwisko.

Jego córka. Jej córka.




czwartek, 28 czerwca 2018

Plany

Minął kolejny miesiąc. My w rozjazdach. A tu wakacje, a tu jakiś weekend.
Albo Mała jest marudna, albo my się kłócimy. Tak, kłócimy się.
Miała być bajka po narodzinach wyczekanego dziecka, ale coś jednak nie trybi.

Staramy się. Bardzo. Ale potrzeba chwili na odnalezienie ponownie siebie. I ponownie zakochanie się w sobie, bo miłość jest. Każdy z nas kocha dwie osoby.

Niedawno był Dzień Taty. Pierwszy. Wyczekany.
Młoda nosiła cały dzień koszulkę I <3 Dad.
Myślę, że więcej nie trzeba nic dodawać.

ps. planuję w następnym poście napisać trochę o samej adopcji zarodka. Liczę, że moja Mała da chwilę mamie posiedzieć przy komputerze i napisać.

czwartek, 31 maja 2018

Początki

Nie wiele osób zdaje sobie sprawę jak długo czekaliśmy na nasz Cud. Większość osób myślała, że nie chcemy mieć dzieci. Albo, że jeszcze nie teraz. Że najpierw dom, samochód, wczasy, kariera.
A i owszem, pierwsze dwa lata po ślubie tak było.
Później pamiętam jak dzisiaj, że mówię do męża, że już czas. On się przeraził, widocznie nie był gotowy. Ginekolog dmuchał i chuchał i uznał, że nie ma żadnych przeszkód aby się starać. Życzył powodzenia. No to zaczęliśmy starania. Na spokojnie, bez nerwów. Byliśmy bardzo cierpliwi.

W kwietniu uznałam, że chyba coś nie tak, bo od października nic się nie zmieniło. Nie czekaliśmy dalej na upragnione dwie kreski na teście tylko udaliśmy się kliniki leczenia niepłodności.

Dlaczego?
1. Bo "zwykły" ginekolog (notabene ten sam, który prowadził moją ciążę i wykonywał cc) powiedział, że nie ma żadnego problemu z mojej strony. Że wszystko jest ok.
2. Bo gdy się za coś zabieram robię to porządnie, a leczyć się u "specjalisty" to nie dla mnie.
3. Bo chciałam w końcu być w ciąży :)

Cała droga była bardzo wyboista. Wylaliśmy wiele łez. Wiele się kłóciliśmy. Jeszcze więcej wydaliśmy pieniędzy na leczenie. Przyjęłam worek leków i suplementów, które napewno nie były obojętne dla mojego organizmu. Cała droga trwała od października 2012 roku do 8 marca 2017 roku gdy odebrałam wyniki bety. Moja Kruszynka miała wtedy 11,4 miu/ml i nie byłam pewna czy ze mną zostanie.

Po drodze straciliśmy dwójkę naszych dzieci i straciliśmy gdzieś siebie.

Czy było warto poświęcić tyle czasu, pieniędzy, łez, nerwów i kłótni?  Ktoś powiedziałby, że bez sensu. Że lepiej te kilkadziesiąt tysięcy wydać na dobry samochód. Spłacić kredyt na dom. Że można za to żyć i nie przejmować się kwestiami materialnymi.

Mogłabym nie mieć co jeść i żebrać każdego dnia. Mogłabym stracić wszystkie dobra materialne jakie mam. Oddałabym całe swoje życie za czas spędzony z moją Kruszynką.

Czy było warto?
Moja miłość do tej dziewczynki jest tak ogromna, jak jej bezinteresowna miłość do mnie.

Jestem jej całym światem. A ona moim.

Tak. Tak. Tak.



niedziela, 27 maja 2018

Dzień mamy

Powinnam teraz napisać jak to cudownie, gdy można świętować dzień mamy, prawda? Zaskoczę Was, bo tak nie napiszę.

Dzień Mamy był wczoraj, a ja piszę dzisiaj. Zgodnie z wszystkimi zasadami powinnam wczoraj wygłosić wielką mowę jak jest cudownie.

Nie napiszę, że wczoraj był wyjątkowy dzień, bo dla mnie nie był. Nie dlatego, że nie jestem szczęśliwa, ale dlatego, że właśnie od kiedy Kruszynka przyszła na świat jestem szczęśliwa i każdy dzień z nią jest moim Dniem Mamy.

Każdy jej uśmiech, każdy jej pisk. To jak wyciąga małe rączki i patrzy się na mnie jakby cały świat nie istniał. To jest dla mnie najcudowniejsze, nie jakiś dzień oznaczony w kalendarzu.

Co prawda Tata złożył życzenia zamiast Kruszyny i było to bardzo miłe, ale i tak najpiękniejszym prezentem dla mnie jest jej obecność.

I tyle.